Jak mówię o Montessori, to wiele osób ma wątpliwości. Często mają one postać pytań o to, jak dziecko, które "nie musi się słuchać", "robi to, na co ma ochotę" będzie umiało odnaleźć się przy przejściu do normalnej szkoły (albo w normalnym życiu).
No i dziś doznałam oświecenia (i oczywiście dziwię się sobie trochę, że dopiero teraz).
Dzieci montessoriańskie i inne. Jedne są zdyscyplinowane, ciche, skupione, orientują się szybko co i jak. Inne zagubione, potrzebują, żeby dorosły im powiedział, co trzeba robić i jak się zachowywać. Niezależnie od tego, czy dorosły jest i kontroluje, czy dzieci muszą się same kontrolować te montessoriańskie radzą sobie lepiej.
Powód jest prosty. W pedagogice Montessori ogromny nacisk kładzie się na wspieranie u dzieci samokontroli i samoregulacji.
Nie uczy się dzieci posłuszeństwa. Ale wspiera je, żeby uczyły się zachowywać adekwatnie do sytuacji. Nie pilnuje się ich tak bardzo, żeby mogły uczyć się tego, jak pilnować się samemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz