Do tej pory, jak Theo się budził, to był krzyk: mama, cycu, pić! Dzisiaj było: miś! Więc daję mu misia. Przytula ale za chwilę znowu krzyk - miś! Podaję drugiego. Przytula z drugiej strony. Śpi teraz błogo z misiami po każdej stronie :) Mąż stwierdził, że to może być jakiś kolejny etap, kiedy potrzebne jest mu poczucie bliskości/bezpieczeństwa, już niekoniecznie muszę być to ja (a raczej mój cyc. ufff)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz