Wczoraj był u nas Szymek i miał ze sobą cudny mały, sportowy plecaczek. Ignacy od rana pyta się, gdzie jest jego plecak? Odpowiadam, że nie mamy i musimy kupić. Synek natychmiast siada w wózku gotowy do wyruszenia na zakupy. Ruszamy do manufaktóry, szczęśliwie jesteśmy oddaleni o 3 minuty. Biegam jak szalona od sklepu do sklepu... W Smyku jakieś ochydztwa w myszki miki, spajdermeny, samochody, brrr uciekamy. W sportowych nie ma takich malutkich. Wreszcie udaje mi sie znaleźć ładny, niebieski, sportowy, ciut za duży ale ujdzie! Synek patrzy i ryczy! On chce swój plecak! Ja mu tłumaczę, że przecież nie ma swojego i trzeba kupić... Nie! On chce swój.... Pytam więc, jaki jest twój? ŻÓŁTY! No tak... Szukaj teraz żółtego.... Zrezygnowana idę do Reala, bo nagle się synalkowi przypomniało, że chciał jabłko. Lecę po to jabłko i nagle mignął mi żółty ochydniacki ale nie aż tak, jak w Smyku, plecaczek z małpką. ŻÓŁTY! Biorę! Pasuje! Pełne szczęście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz